Ojciec Jan Grande to zakonne imię Jerzego Majewskiego, z zakonu Ojców Bonifratrów.
O. Jan Grande zmarł w dniu 13 kwietnia 2013 roku, o czym powiadamiamy z głębokim żalem. Służył Bogu i pracował w przychodni O. Bonifratrów we Wrocławiu, a następnie w Legnicy.
W aptekach Bonifratrów można kupić mieszanki ziołowe, balsamy, nalewki i proszki zalecane przez zakonników, a także inne produkty naturalne medycyny chińskiej, czy andyjskiej. Zioła Bonifratrów, są skuteczne w wspomaganiu leczenia wątroby mogę zaświadczyć na podstawie własnego oraz doświadczenia innych, niejednokrotnie potwierdzonego badaniami lekarskimi.
O. Jan Grande pochodzi z Grodna, urodził się w 1934 roku, jak sam mówi komunizmu próbowano go nauczyć na Syberii, wśród Mongołów, za Irtyszem. Potem przebywał na Tybecie, w Petersburgu, w Kijowie. Tam zdobywał doświadczenia „w starej szkole niekonwencjonalnej medycyny”. Po powrocie do Polski skończył szkołę felczerską i wiele lat pracował w służbie zdrowia, między innymi w szpitalu zakaźnym leczącym chorych na gruźlicę. Sam Ojciec Jan, jako dziecko chorował wiele lat na gruźlicę przewodu pokarmowego, a pierwsze jego doświadczenia z zakresu medycyny naturalnej, były próbami samoleczenia.
Idź zbieraj, szukaj, dobieraj to z czego jesteś zbudowany, jako pożywienie twoje
Pewnego dnia otrzymałem od znajomego numer telefonu komórkowego Ojca Grande, znałem poprzednio jego opinie na temat stosowania „odpowiedniego sposobu życia.”
Niektórzy uważają, że jego zalecenia są anarchizmem i że są zbyt restrykcyjne, ja jednak osobiście widzę w nich wiele mądrości, doświadczeń i prostej, racjonalnej prawdy, która niektórych może szokować.
Na spotkaniu z O. Grande, w sprawie publikacji jego zaleceń na zdrowe życie, nie sposób było tego człowieka nie pokochać. Bije od niego taka aura życzliwości, dobroci i chęci pomocy innym, że sama z nim rozmowa i przebywanie wydają się już leczyć.
Człowiek ten przeplata zalecenia zdrowego odżywiania się z żartami. Warunkiem naszych publikacji miało być nie zalecanie nikomu jedzenia dziennie 6 jajek kurzych. Wynikało to z błędów, jakie wdarły się w druk jednej z publikacji, gdzie O. Grande zalecał jedzenie takich ilości jaj w tygodniu, a nie dziennie. 😉
O. Grande wyznaje naukę dawnej szkoły wschodnich rubieży, gdzie ludzie byli zdrowi, silni i rzadko chorowali. Według jego opinii i porad zmieniłem kilkanaście przyzwyczajeń dotyczących żywienia, które wcześniej sprawdziłem w oparciu o badania naukowe i udowodnione tezy. Od czasu rozmów telefonicznych z Ojcem Grande nie używam cukru, do słodzenia kawy i herbaty. Za namową O. Grandego nie zaparzam już herbaty, tylko gotuje ją, a uzyskaną esencję zalewam wrzątkiem. Uzyskana w ten sposób herbata ma wiele właściwości leczniczych. Usunąłem ze swojego jadłospisu pewne rzeczy, jak margaryny, nawet na nich nie smażę, używam tylko wysokiej klasy olejów, rzadziej tłuszczy zwierzęcych. O. Grande jest wspaniałym nauczycielem życia i zdrowia, wskazuje na proste rzeczy, błędy jakie popełniamy w naszym codziennym żywieniu. Jak na przykład sposób obierania i gotowania ziemniaków. Takie proste, podstawowe posunięcia mogą niejednokrotnie poprawić stan naszego zdrowia i samopoczucia. Sposób przyrządzania potraw przedstawiał O. Grande w broszurach-poradnikach, dodatek do „Gazety Wrocławskiej”, a także na łamach swych książek, pt. „Ojca Grande przepisy na zdrowe życie.” Pierwsza jego książeczka sprzedana została w ilości przekraczającej 400 tyś egzemplarzy. Niedawno to samo wydawnictwo wydało jej drugą część, która cieszy się coraz większym zainteresowaniem czytelników. Pisze on w nich o dobroczynnym działaniu takich prostych produktów naturalnych, jak jajka, marchew, cebula, czosnek, pietruszka, przyprawy korzenne, o złych nawykach jakie zagnieździły się w naszych domach i kuchniach, przez co nasze społeczeństwo jest schorowane, szybko się starzeje, przedwcześnie umiera…
Chcę w tym miejscu podziękować temu wspaniałemu człowiekowi, za jego pracę i oddanie, z jakim ją wykonuje, a także za pomoc jakiej udzielił on wszystkim chorym, także mnie. Dziękuję mu także za zgodę na udzielenie pomocy „Prometeuszom” w ich walce z chorobą i często brakiem leczenia.
Serdeczne Bóg zapłać Ojcze Janie!
Kasza gryczana
Sam dodam, że nie piszemy tutaj o kaszy gryczanej w woreczkach foliowych, których nie polecamy. A jeżeli w naszych domach nie ma już innej, luźno pakowanej gryki, to przed gotowaniem wysypmy ją z tej folii do garnka, a folię wyrzućmy przed gotowaniem, a nie po.
Kasza gryczana gotowana na mleku i podsuszona smakuje wyśmienicie, sam próbowałem i smakuje zupełnie inaczej, niż ta gotowana na wodzie. Wyprażona dodatkowo na maśle i znów podsuszona, zimna smakuje jak ziarenka słonecznika, albo i lepiej. Pod koniec posiłku, palcami wybierałem z talerza pojedyncze nasionka gryki i delektowałem się nowymi doznaniami smakowymi.
„Kasza gryczana jest głównym dostarczycielem krzemu, w dzisiejszej dobie, gdy rośliny wyrastają w glebach nisko krzemowych, a nasza woda zasypana chlorem, który ją zmiękcza i zabija jej życiodajność. Czym jest krzem dla naszych organizmów? Otóż nikogo nie strasząc, brak krzemu jest powodem zawałów serca, wylewów krwi do mózgu, żylaków, w tym hemoroidów, krwawieniem dziąseł, chorób kości i stawów, wypadaniem włosów, łamliwością paznokci, zmęczeniem. Kasza gryczana zawiera kilkadziesiąt procent krzemu, nie ruszy jej ani robak, ani mysz, taka jest twarda.
Jest jak małe kamyczki budujące nasz organizm. Zawiera całe pokłady rutyny, od której w dużym stopniu zależy stan naszych arterii, czyli żył i tętnic.Pan Bóg z krzemu zbudował nasze kości, zęby, arterie, usztywnił dziąsła, wzmocnił włosy. Zastanówmy się teraz jak często gości w naszych kuchniach i na naszych stołach kasza gryczana. Nawet przemysł farmaceutyczny docenia i wykorzystuje właściwości kaszy gryczanej w produkcji leków przeciw żylakom, hemoroidom, kłopotom krążeniowym, miażdżycy.Nasze babki nie miały takich kłopotów krążeniowych jak my, bo nieco częściej sięgały po kaszę gryczaną, to jeszcze uzupełniały niedobór krzemu pyszną wodą krzemionkową wprost ze studni.
Kasza od wieków była podstawowym daniem w Europie i Azji. W Polsce pojawiła się za sprawą Tatarów w XIII wieku, a na południu Polski nadal nazywa się ją niekiedy Tatarką. Tatarzy mieli własny przepis na gotowanie kaszy, taką podsuszoną, trzymali w sajdakach, przy siodle. Zajadli taką kaszę, co rusz sięgając do worka. Taki Tatar jak doznał ran jakiś w potyczkach, to skóra się na nim goiła, jak na psie. A wytrzymali byli tak, że bez trudu pokonywali tysiące kilometrów w siodle. Powtarzam, że to, co najlepsze w naszej kuchni, nie wymaga wcale żadnego wynalazku, wymaga jedynie przewietrzenia pamięci. Kasze są tanie, treściwe i zdrowe.”
Groch i fasola.
Jak by się mogło zdawać groch i fasola są ciężkostrawnymi, powodującymi wzdęcia roślinami, których wiele osób z problemami gastrycznymi, a także ludzi starszych, unika.
Wyrzucając ze swojego jadłospisu zupę fasolową i grochową, powodujemy, że pozbawiamy się cennych składników odżywczych, przede wszystkim łatwo przyswajalnych roślinnych białek. Nasiona strączkowe, wg przepisu O. Jana nie powinny powodować żadnych, nieciekawych przygód gastrycznych. Dla chorych na schorzenia wątroby wydawać by się mogło, że groch, fasola, czy produkty z soi nie są wskazane, a wręcz zakazane, czy jednak na pewno? Wiadomym faktem jest, że w przypadku Hepatitis C dieta jest sprawą bardzo indywidualną, może więc jednak warto spróbować zacząć spożywać te energetyczne rośliny, które nas wzmocnią w czasie choroby? Może okaże się, że odpowiednie ich przyrządzenie może pozwolić nam na ich dodanie do naszych diet?
„W fasoli i grochu jest cała masa magnezu, żelaza, kobaltu, błonnika, żółtego fosforu . Obecnie rzadko spotykane są potrawy z tych nasion strączkowych, dawniej szykowano na zimę po worku fasoli i grochu, które łatwo było przechowywać.
Dodatek kminku do gotowanej fasoli, załatwi wszelkie niedogodności gastryczne, jakie może powodować ta roślina, warto ją przed gotowaniem sparzyć wrzątkiem przez kwadrans. Fasole należy gotować w tej samej wodzie, w której się moczyła, bez dodatku mięsa, bez soli, dodając szczyptę kminku, już w czasie sparzania. Taką fasolę możemy użyć następnie, jako składnik zupy jarzynowej, z dodatkiem czosnku, pieprzu, łyżką masła i odrobiną majeranku. Z fasoli można robić wiele potraw, jako farsz do pierożków, jest wyśmienita !”
„Groch żółty jest podstawowym daniem w wojsku, gdzie z ciamajdy robią prawdziwych mężczyzn. Groch jest zdrowy, ale tylko ten nie łuskany zawiera całe bogactwo minerałów i błonnika. Regularne jedzenie grochu raz w tygodniu zapobiega chorobom reumatycznym, jest to udowodnione. Groch gotujemy jak fasolę, z dodatkiem szczypty kminku i następnie z gotowego półfabrykatu, który może sobie stać z odrobiną masła w lodówce, dodając kiełbaskę chudą, tymianek, ziemniaki, otrzymujemy pyszną grochówkę. Łatwo strawną i pożywną. Groch ma także właściwości antydepresyjne i antycukrzycowe.
Gdy kiedyś na polu nasz prapradziadek kosił całymi dniami ręcznie zboże za pomocą kosy.
Wychodził na pole o 3-00 nad ranem, wracał po zachodzie słońca, nasza praprababka w tym czasie zgotowała na obiad pyszny groch z kapusta i mięsem, wszyscy mieli dość energii, by kosić zboże jak obecnie kombajny.
Żółty fosfor obecny w obu roślinach działa przeciwreumatycznie, zapobiega kamicom nerkowym i wątrobowym, utracie odporności, bezsenności, bólom migrenowym, odkładaniem się kwasu moczowego w stawach (dna), zapaleniu pęcherza moczowego Rośliny te są także bogate w błonnik, co powoduje dobre oczyszczanie jelit i regulacje wypróżniania.”
Przyznam się, że samemu od dłuższego czasu unikam jedzenia grochu i fasoli. organizm jak gdyby sam odrzucił te nasiona strączkowe z mojego menu. Może jednak przyrządzone według receptury O. Jana Grande zadomowią się one znów na moim stole? Teraz podczas terapii, gdy chudnę średnio kilogram na tydzień, taka dawka energii mogłaby mnie może postawić na nogi…?
Herbata
W naszych domach w Polsce zadomowiła się herbata. W większości domów zachodniej Europy rzadko kiedy można spotkać czarną herbatę, no może za wyjątkiem Wielkiej Brytanii, gdzie picie jej stanowi tradycję narodową.
I u nas picie herbaty jest obyczajem narodowym, powoli dopiero wypieranym przez picie kawy, (np. przy śniadaniu). Jednak pomimo rozpowszechnienia obyczaju picia herbat, pomimo, że każdy z nas potrafi nawet odróżnić niektóre gatunki, lub wskazać ich pochodzenie, albo opisać ich smak, nie potrafimy niestety jej przyrządzać. Oto co mówi O. Jan Grande, zakonnik Bonifratrów, na temat herbaty:
„Herbata jeśli ją dobrze i mocno zaparzymy zabezpieczyć nas może przed wieloma chorobami, w tym: serca, krążenia, zapaleniami śluzówek, a nawet przed grypą, czy niewydolnością mózgu. Ekspertami w zaparzaniu herbaty są ludy dalekiego wschodu.
Herbate zaparza się tam, jak i w Rosji gotując esencję herbacianą, na samowarach. Tym czasem w Polsce uważa się, że nie należy gotować herbaty. To jest błąd. Herbata dopiero w temperaturze 100 stopni Celsjusza zaczyna „być sobą”, uaktywniaja się garbniki, działające odkażająco i ściągająco (na wschodzie esencja herbaciana stosowana jest do odkażania ran).
Gotowana herbata jest bogata w witaminy B1 i B6, zapobiegające otyłości, w purynę i rutynę, która uelastycznia naczynia krwionośne.
Do gotowania esencji używamy osobnego, wyparzonego czajniczka, suchą herbatę zalewamy w nim wodą, doprowadzamy do wrzenia, gotujemy 2 minuty. Następnie odstawiamy na pół godziny, aby esencja dobrze naciągnęła.
Picie herbaty z cytryną, to kolejny błąd, który popełniamy. Dlaczego nie powinniśmy dodawać do herbaty cytryny? Ponieważ wytrąca ona minimalne ilości glinu (aluminium), zawartego w płatkach herbacianych, a pierwiastek ten jest szkodliwy dla organizmu.”
Ziemniaki
Drugim specjałem naszej narodowej kuchni polskiej są gotowane ziemniaki, które jemy chyba najczęściej, jako główny składnik „drugiego dania” w naszych obiadach. Okazuje się, że jednak i tu przy przygotowani i samym gotowaniu ziemniaków, popełniamy wiele błędów, na które wskazuje O. Jan Grande:
„Żydówka, jak przyniesie z piwnicy ziemniaki, to najpierw je porządnie wyszczotkuje, wymyje dokładnie pod bieżącą wodą, obiera tak cieniutko, że skórka jest przeźroczysta.
Okazuje się, że tuż pod nią są całe pokłady potasu, sodu, magnezu, kobaltu, żelaza, tych pierwiastków, których nam ciągle brakuje. Po obraniu przepłucze, wrzuci do czystego „koszernego” garnka, tylko do ziemniaków przeznaczonego, zapełnia go do połowy.
Ile osób w domu, tyle główek cebuli przekroi na 4 i włoży na wierzch, wsypie zdziebełeczko kminku, doda dużą łyżkę masła, wleje 2 szklanki mleka, doleje wrzącej wody. Zalewa nią ziemniaki tylko do połowy garnka, druga połowa musi być pary. Przykrywa przykrywka i na dobrym ogniu szybko gotuje. Stwierdzi, że miękkie, posoli, chwile jeszcze pogotuje. Do czystego glinianego garnka wyleje wywar, a ziemniaki na półmisek – są już z masłem, kminkiem, cebulą – zapach niesamowity – posypie tylko zielonym, posiekanym szczypiorkiem. I nie trzeba już niczym przyprawiać. Są wyśmienite, nawet bez mięsa.
Natomiast do wywaru z ziemniaków Żydówka dolewa 2/3 zimnego mleka, wsypie posiekaną rzeżuchę lub szczypiorek i podaje zamiast polskiego kompotu z rozbitego dżemu, który nie ma żadnych wartości.”
Kefir
W niewielu tylko domach pije się systematycznie kefir, ja osobiście przyznam się, że czasami mam pewne kłopoty z odróżnieniem kefiru, od jogurtu naturalnego, czy też maślanki, prawdą jest też, że produkty współczesne, z mleczarni tracą smak, właściwości, jakie powinny mieć, dane przetwory mleczne. Pewne rzeczy są po prostu zatracane. O.Grande podaje nam wspaniały sposób na przygotowanie we własnych kuchniach „swojskiego kefiru”
„Kefir to nietypowe mleko. Nazywa się tak od nazwiska francuskiego uczonego, który był w Tybecie w XIX wieku i tam u Mongołów podpatrzył jak zeskrobywali ze ściany dziwny śluz, dodawali do mleka, które szybko się zsiadało i miało specyficzny smak. Zauważył, że po tym mleku świetnie czuje się jego przewód pokarmowy. Wrócił do Francji, zbadał przywiezioną substancję pod mikroskopem i okazało się, że jest to rodzaj grzyba naskalnego. Grzybki Kefira zakwaszające mleko, polują na bakterie, a ponieważ odżywiają się bakteriami gnilnymi, oczyszczają mleko z wszelakich brudów. Poza tym wytwarzają kwas mlekowy, chemicznie odwrotnie złożony, który z naszych organizmów nawet trupi jad rakowy usuwa. Jeżeli ktoś choruje na raka i pije 3 razy dziennie po pełnej szklance kefiru, to ma o połowę mniej toksyn rakowych w swoim krwioobiegu. Grzybki Kefira robią w naszym żołądku, w kiszkach, to, co robiły w garnku mleka – polują na bakterie. Wymordują je tak dokładnie, że nie pozostaje ani jedno szkodliwe paskudztwo. Dlatego w każdym domu powinien być osobny garnek do zakwaszania kefiru. Wczorajszym kefirem – jutrzejszy.
Oto jak go szykujemy:
Litr mleka trzeba gotować na wolnym ogniu pół godziny, żeby trochę odparowało, postawić do ostudzenia w ciemnym miejscu. Do chłodnego już mleka wlać szklankę kefiru, przykryć pokrywką, postawić w ciepłym miejscu i na drugi dzień kefir gotowy. Można przy okazji sprawdzić stopień zanieczyszczenia mleka. Grzybki Kefira nie rozwiną się w środowisku zabrudzonym chemią. Po prostu mleko wzburzy się i ucieknie z garnka.”
O. Jan Grande – zakonnik Bonifratrów.
Opublikował – Jarek Chojnacki